Jak już wspominałem, czasem lubię śmignąć na skatepark i trochę pojeździć. Wiadomo, że przez zimę sezon na deske raczej obumiera, zwłaszcza, że w mojej okolicy nie ma krytej miejscówki. Musiałem sobie znaleźć jakieś alternatywne źródło "adrenaliny", tak więc już od blisko 3 lat pocinam na fingerboardzie. Pewnie wielu z Was zacznie sobie zadawać pytanie: Co to jest? Już tłumacze. Jest to miniaturowa deskorolka, z częściami identycznymi jak w tej dużej. Są w niej wymienne kółka, trucki, a nawet, dla skrajnych zajawkowiczów takie malutkie łóżyska do kół :D Wiadomo, że adrenaliny to mi to nie dostarczy ale przynajmniej umili czas. Nie umila go natomiast moim bliskim, którym hałas stukającej deseczki bardzo przeszkadza w życiu.
Tak więc, czy to przyjdę ze szkoły, czy w ogóle wejdę do kuchni, (dodam, że fingerpark urządziłem sobie na blacie kuchennym, co też nie za bardzo podoba się mojej mamie, gdyż wolałaby sobie tam stawiać wazoniki z kwiatkami) pierwsze co chwytam w łapę, to ta mała deseczka, tak mi to weszło w nawyk. Poniżej zdjęcia mojego fingerparku, oraz filmik co z tym cudeńkiem można wyprawiać. Nie umiem jeszcze tak dobrze jeździć ale w sumie się nawet cieszę. Taka efektowna jazda wiąże się z wieloma kontuzjami ;)
Widok mojego parku |
Własnoręcznie robiony Quarter Pipe |
|
See you soon!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz